62. Spóźniam się życiowo - czyli recenzja filmu ,,Bez twarzy''.
źródło: filmweb.pl |
Tytuł: ,,Bez twarzy''
Reżyseria: John Woo
Gatunek: film sensacyjny, thriller
Premiera: 24 października 1997 ( Polska )
Czas trwania: 2 h 18 min.
Bardzo długo myślałam nad tytułem, nie lubię, kiedy jest zbyt oczywisty. Wczoraj po południu zrobiłam sobie drzemkę, a kiedy się obudziłam, znalazłam odpowiedź na moje rozterki. Może teraz wyjaśnię skąd taki pomysł. Otóż, moją zaletą jest bezapelacyjnie punktualność ( nie piszę tu tego by się teraz tym chwalić ). Jeszcze nigdy nie zdarzyło mi się spóźnić na spotkanie, do pracy, czy na pociąg ( najczęściej to koleżanki spóźniają się na spotkania ze mną, lub pociąg nawala, co czasem pomaga mi kiedy nie do końca się wyrabiam), Dzięki temu w towarzystwie uchodzę za osobę, która na punkcie punktualności ma bzika. Pomimo braku nazwijmy to zwykłych spóźnień, mam wrażenie, że spóźniam się życiowo. Do czego zmierzam? Otóż mam na myśli to, że za późno interesuję się pewnymi rzeczami - siatkówką zainteresowałam się mając 15 lat, kabaretem mając 20, a filmem tak naprawdę teraz. Żałuję tych straconych chwil, których nie da się w żaden sposób nadrobić ( na rzecz kabaretu zrezygnowałam z siatkówki, na rzecz filmu z kabaretu ). Jestem osobą, która danej pasji poświęca się całkowicie, co doprowadza to tego, że muszę z czegoś zrezygnować, by nadrobić stracony czas a jest to dość stresujące, bo tak naprawdę nie potrafię jeszcze do końca znaleźć swojej pasji. Gdy trafiam na coś nowego wydaje mi się, że to już na zawsze. To tak jak z miłością - kiedy spodoba mi się jakiś chłopak to od razu myślę, że coś z tego może wyjść a tu klops - nic nie wychodzi. Mam tylko nadzieję, że w końcu zwyczajnie zacznę się spóźniać, by nie przegapić miłości.
Znacie mnie już trochę i wiecie, że moje recenzje są niesztampowe ( zresztą sami widzicie co się dzieje patrząc wyżej ). Mam na myśli to, że oprócz dokładnego bądź niedokładnego opisu filmu dodaję coś od siebie. Nie jestem jakimś wielkim kinomanem, ani tym bardziej krytykiem filmowym, co daje mi większe pole do popisu. Zacznę może od tego, że na tydzień bądź dwa przed majówką zrobiłam mały rekonesans dotyczący filmowych propozycji w tv. Co prawda mam sporą kolekcję filmów na dvd w domu, ale na nie jeszcze przyjdzie czas. Chciałam po prostu obejrzeć coś czego nie mam, bądź dawno nie widziałam ( przy okazji świąt czy wakacji jest ku temu większa okazja ). Korzystając z programu telewizyjnego na stronie onet.pl natrafiłam na ciekawą pozycję - film pt. ,,Bez twarzy''. Przeczytałam krótki opis, który zachęcił mnie do zobaczenia tego filmu. W przeciągu jednak tych 2 tygodni po prostu zapomniałam o nim. Na szczęście rano w dniu emisji filmu sprawdzałam jeszcze raz dokładnie program telewizyjny, co pozwoliło mi przypomnieć sobie o filmowych propozycjach. Niby wszystko grało, ale troszkę przeraziła mnie nie tyle godzina emisji, co zakończenia. Północ to nie jest dla mnie straszna pora kiedy następnego dnia można dłużej pospać, jednak kiedy w perspektywie ma się wstawanie o 6 rano - nie zachęca to do długiego siedzenia przed telewizorem. Pomyślałam, że poświęcę 20-30 minut na film - tylko powinno wystarczyć bym dała się przekonać i tak się też w rezultacie stało. Srał pies, że spałam max. 3 godziny - było warto. Mam nadzieję, że utwierdzę was tym przez to co napisze poniżej. Czas zatem przejść do ,,suchej'' recenzji.
Znacie mnie już trochę i wiecie, że moje recenzje są niesztampowe ( zresztą sami widzicie co się dzieje patrząc wyżej ). Mam na myśli to, że oprócz dokładnego bądź niedokładnego opisu filmu dodaję coś od siebie. Nie jestem jakimś wielkim kinomanem, ani tym bardziej krytykiem filmowym, co daje mi większe pole do popisu. Zacznę może od tego, że na tydzień bądź dwa przed majówką zrobiłam mały rekonesans dotyczący filmowych propozycji w tv. Co prawda mam sporą kolekcję filmów na dvd w domu, ale na nie jeszcze przyjdzie czas. Chciałam po prostu obejrzeć coś czego nie mam, bądź dawno nie widziałam ( przy okazji świąt czy wakacji jest ku temu większa okazja ). Korzystając z programu telewizyjnego na stronie onet.pl natrafiłam na ciekawą pozycję - film pt. ,,Bez twarzy''. Przeczytałam krótki opis, który zachęcił mnie do zobaczenia tego filmu. W przeciągu jednak tych 2 tygodni po prostu zapomniałam o nim. Na szczęście rano w dniu emisji filmu sprawdzałam jeszcze raz dokładnie program telewizyjny, co pozwoliło mi przypomnieć sobie o filmowych propozycjach. Niby wszystko grało, ale troszkę przeraziła mnie nie tyle godzina emisji, co zakończenia. Północ to nie jest dla mnie straszna pora kiedy następnego dnia można dłużej pospać, jednak kiedy w perspektywie ma się wstawanie o 6 rano - nie zachęca to do długiego siedzenia przed telewizorem. Pomyślałam, że poświęcę 20-30 minut na film - tylko powinno wystarczyć bym dała się przekonać i tak się też w rezultacie stało. Srał pies, że spałam max. 3 godziny - było warto. Mam nadzieję, że utwierdzę was tym przez to co napisze poniżej. Czas zatem przejść do ,,suchej'' recenzji.
Terrorysta Castor Troy ( w tej roli Nicolas Cage ) organizuje zamach na agenta Seana Archera ( w tej roli John Travolta ). Niestety przypadkowo kula przeznaczona dla agenta rani śmiertelnie jego syna. Mija sześć lat - Archer nieustannie ściga Troy'a targany żądzą zemsty. Udaje mu się go złapać jednak w wyniku strzelaniny Castor zapada w śpiączkę. Okazuje się, że zdążył on podłożyć bombę, która ma wybuchnąć za 6 dni. Czas ucieka a policja ma związane ręce....
Akcja stop. Teraz powinnam was zaintrygować ( tak jak to robię przy okazji innych recenzji ) np. pytaniem czy uda się agentowi uratować kraj przed zagrożeniem, ale tym razem będzie inaczej. Jest to dla mnie ważny film i chcę się z wami podzielić wszystkim, nawet drobnymi niuansami. Nie pozostaje mi nic innego jak jechać dalej z tym koksem. Na czym to ja skończyłam? Już wiem - na śpiączce terrorysty. Sean wraz z kolegami z wydziału wpada na pomysł przeszczepiania sobie twarzy bandyty by w więzieniu spotkać się z jego bratem Polluxem w celu pozyskania informacji o położeniu bomby. Wszystko idzie jak po maśle dopóki ze śpiączki nie wybudza się Castor, który ,,nakłada'' sobie twarz Archera, zabija wszystkich, którzy byli zamieszani w tą akcję i zaczyna żyć jego życiem. Upraszczając - Archer z twarzą Castora musi udowodnić, że doszło do zamiany tożsamości, by Castor z twarzą Archera nie popełnił więcej zbrodni. Dodam tylko, że wszystko dobrze się skończy i przejdę do swoich przemyśleń i oceny.
Ten film bezapelacyjnie w moich oczach zasłużył na:
Uwierzcie mi ten film zasłużył na taką ocenę. Ja wiem, że wielokrotnie innym filmom wydawałam podobne oceny, lub nieznacząco różniące się, ale tak już to ze mną jest - jestem jedyna w swoim rodzaju i nie raz jeszcze dam komedii polskiej 10 a filmowi akcji dobrze zrobionemu np. 7. Ktoś kiedyś powiedział, że mój gust jest szczególny i na jego podstawie trudno wyczuć co tak naprawdę mnie kręci, no cóż - lubię być tajemnicza. Widzicie co się dzieje? Powinnam zajmować się filmem a powoli odchodzę od tematu - i za to kocham siebie, tego bloga, moje wpisy. Mogę pisać recenzję, jak mi się tylko podoba i mam przy tym świetną radochę. Kochani na podporządkowanie się pewnym zasadom jeszcze nie raz będziecie mieli okazję - róbcie to co wam podpowiada instynkt a zobaczycie, że sprawi wam to dużą frajdę. Czas na uzasadnienie oceny:
1. Podobał mi się zabieg polegający na zamianie ról - przedstawienie pozytywnego bohatera zamieniającego się w negatywnego i na odwrót. Nie byłabym sobą gdybym w tym miejscu nie dodała swoich trzech groszy. Otóż początkowe role obu aktorów przypadły mi do gustu, ale było jeszcze lepiej kiedy doszło do zamiany. Jakoś Travolta pasował mi bardziej jako ten zły - miał w sobie to coś. Cage natomiast w obu rolach sprawdził się znakomicie - jako ten zły, był bardzo wyrazisty a jako ten dobry chwytał za serce.
2. Atutem filmu jest trzymanie widza w napięciu - tak naprawdę do samego końca nie wiadomo było czy tej dobrej postaci uda się odzyskać twarz. Sama siebie podczas niektórych akcji nie poznawałam - 23:00 a mi buzia nie otwierała się ze względu na ziewanie, tylko z powodu pozytywów płynących z dobrych akcji oraz szeptania: tylko nie zniszcz mu twarzy skurczybyku ( dodam, że ostatni wyraz brzmiał nieco inaczej ale nie wypada go tutaj cytować ).
3. Kolejnym pozytywem jest dobór aktorów. Przeczytałam, że początkowo brani pod uwagę byli Arnold Schwarzenegger i Sylvester Stallone. Cieszę się, że do tego nie doszło, bo dzięki temu zobaczyłam na ekranie DLA MNIE mniej znane twarze. W sumie patrząc na tę dwójkę to Travoltę znam jedynie z musicalu Grease. Jeżeli zaś chodzi o Nicolasa to miałam ostatnio możliwość zobaczenia go w 2 filmach dotyczących poszukiwania skarbów i zrobił na mnie dobre wrażenie, które przypieczętował tym filmem. Obiecuję przyjrzeć mu się znacznie bliżej bo mnie zaciekawił. Wiem, wiem chyba trochę późno na zachwycanie się pewnymi aktorami, ale musicie zrozumieć, że jeszcze kilka lat temu interesowała mnie siatkówka, kabaret się międzyczasie dołączył, ale obiecałam sobie, że nadrobię zaległości filmowe zarówno te z lat późniejszych jak i teraźniejszych. Mam nadzieję, że pomoże mi to w końcu rozróżnić takich aktorów jak np. Eddie Murphy i Will Smith.
4. Czwartą pozytywną rzeczą składająca się na tak wysoką ocenę w zasadzie nie jest a są jak ja to nazywam perełkowe sceny. O trzech z nich opowiem, bo najbardziej zapadły mi w pamięć:
Scena I - najlepsza w tym filmie, kiedy to Archer z twarzą Troy'a dowiaduje się, że ma gościa. Okazuje się, że odwiedził go Sean. Jeden z nich poprzez uśmiech pokazuje swoją wyższość, natomiast drugi swoją mimiką twarzy przedstawia niedowierzanie, szok pomieszany z agresją i bezradnością - na taką wyrazistość emocji na ekranie czekam.
Scena II - moment w którym obaj panowie stoją po przeciwnych stronach lustra i patrzą na twarz wroga. Zaryzykuję stwierdzenie, że w żadnym filmie, który do tej pory oglądałam, nie ma takiej sceny, która naładowana byłaby takimi emocjami.
Scena II - moment w którym obaj panowie stoją po przeciwnych stronach lustra i patrzą na twarz wroga. Zaryzykuję stwierdzenie, że w żadnym filmie, który do tej pory oglądałam, nie ma takiej sceny, która naładowana byłaby takimi emocjami.
Scena III - spowodowała u mnie pojawienie się łez. Archer posiadający twarz Troy'a przedostaje się do swojego domu i zostaje nakryty przez swoją żonę. Stara się on ją przekonać, że nie jest tym kogo widzi. Ta jego bezradność/bezsilność strasznie mnie urzekła. Dodatkowo oczy - chyba pierwszy raz mogę powiedzieć, że w tym akurat filmie były one odzwierciedleniem duszy. Może to wynik połączenia różnych czynników, emocji ale w oczach tej postaci zobaczyłam miłość do żony i upewniłam się tylko w tym, że oczy zdradzają wszystko.
5. Najważniejszym a zarazem ostatnim podpunktem, który tłumaczy moją ocenę, jest fakt, że coś z tego filmu wyciągnęłam. Rzadko mam okazję oglądać film, który czegoś mnie uczy, a tu nauczyłam się jednego - w przyrodzie nic nie ginie. Brzmi to dość dziwnie, ale już wyjaśniam o co chodzi. Mam na myśli to, że człowiek traci w życiu miłość, pieniądze czy szczęście, ale te rzeczy z czasem wracają. W tym filmie widać to na przykładzie dziecka ( ale może to już zostawię bez komentarza ).
I co to już koniec? Ależ to szybko zleciało. Mam nadzieję, że was nie zanudziłam. Jestem strasznie dumna z faktu, że udało mi się pierwszy raz tak naprawdę napisać tak długi wpis, który być może mnie odblokuje. Nie chcę tu wyjść na jakiegoś narcyza, więc może zaprzestane już tych komplementów. Tak jeszcze na koniec jedna uwaga.
5. Najważniejszym a zarazem ostatnim podpunktem, który tłumaczy moją ocenę, jest fakt, że coś z tego filmu wyciągnęłam. Rzadko mam okazję oglądać film, który czegoś mnie uczy, a tu nauczyłam się jednego - w przyrodzie nic nie ginie. Brzmi to dość dziwnie, ale już wyjaśniam o co chodzi. Mam na myśli to, że człowiek traci w życiu miłość, pieniądze czy szczęście, ale te rzeczy z czasem wracają. W tym filmie widać to na przykładzie dziecka ( ale może to już zostawię bez komentarza ).
I co to już koniec? Ależ to szybko zleciało. Mam nadzieję, że was nie zanudziłam. Jestem strasznie dumna z faktu, że udało mi się pierwszy raz tak naprawdę napisać tak długi wpis, który być może mnie odblokuje. Nie chcę tu wyjść na jakiegoś narcyza, więc może zaprzestane już tych komplementów. Tak jeszcze na koniec jedna uwaga.
Ktoś mi kiedyś zarzucił, że skoro ocena dla danego filmu wynosi 10 to powinno znaleźć się przynajmniej tyle samo punktów świadczących o tym, że film jest dobry - niestety zawiodę was. Nie mam pojęcia czy kiedykolwiek uda mi się coś takiego wykonać ( chyba tylko przy ocenie 3 ). Tak jak powiedziałam to moje recenzję i będę je tworzyła po swojemu.
Film zapowiada się co najmniej intrygująco :) Taki... inny i trzymający w napięciu, czyli coś dla mnie :)
OdpowiedzUsuńRęką na sercu polecam ten film, na pewno się nie zawiedziesz.
Usuń