311. ,,Bo dzisiaj śmiech to jest największa pornografia, więc śmiejmy się, dopóki trwa ten świat"- powrót do serialu Bodo po 7 latach.
On kochał kino, teatr i
kabaret, a jego kochała scena i kobiety. Niespotykaną charyzmą i urokiem
osobistym przyciągał tłumy widzów. Stał się ikoną mody i dobrego stylu a jego
piosenki śpiewała cała Polska. Był gwiazdą międzywojennej popkultury.
Serial ukazuje niezwykłą historię życia Bogdana Junoda znanego jako Eugeniusz
Bodo. Opowiada o jego porażkach i wielkich sukcesach, o życiu emocjonalnym i
towarzyskim, o trudnych decyzjach i pierwszych krokach aktorskich, o bliskiej
relacji z matką, prawdziwej przyjaźni z żydowskim krawcem Morycem i uczuciach
łączących go z pięknymi aktorkami. To serial o miłości i zdradzie, o
poświęceniu jakiego wymaga życie artysty, o tragedii związanej z wypadkiem
samochodowym, a także o przedziwnej ironii losu, jaka towarzyszyła mu przez
całe życie aż do zagadkowej śmierci.
Serial pokazuje jak wyglądał i jakimi prawami rządził się w międzywojennej
Polsce przemysł rozrywkowy i filmowy. Widzowie zobaczą kulisy warszawskich
rewii i plany przedwojennych filmów z udziałem Eugeniusza Bodo. [opis
dystrybutora dvd]
Niespecjalnie miałam ochotę wracać do tego serialu. Dlaczego? Nie chciałam
sobie nadpisywać wspomnień, odczuć z przeszłości, zamazując ich teraźniejszymi
emocjami. Zdecydowałam się jednak na seans dokładnie 7 lat po obejrzeniu
ostatniego odcinka i nie żałuję, bo wiem, że to był właściwy czas. Urodziłam
się 7 lipca, liczba siedem towarzyszy mi od samego początku i jeszcze nigdy
mnie nie zawiodła.
Podczas pierwszego seansu gry Antka Królikowskiego byłam bardzo ciekawa, bo
znając go z innych ról, chciałam zobaczyć, jak da sobie radę. Na tamten moment
bałam się kreacji Tomasza Schuchardta, bo był dla mnie nieznanym aktorem i
kompletnie nie wiedziałam, czego mogę się po nim spodziewać. Po tym serialu
stał się moim osobistym, aktorskim objawieniem. Byłam pod tak wielkim wrażeniem jego talentu, że z rozpędu
obejrzałam kilka filmów z jego udziałem w tym Chemię i Mur, które bardzo mi się
podobały. Niestety ze mną czasem bywa tak, że zachwyt, podziw nad czyjąś grą,
czyimś talentem, nie pielęgnowany przygasa. Niestety miało to miejsce w
przypadku Tomka, bo choć oglądałam go na ekranie, to choć dziwnie to zabrzmi,
nie widziałam go. I nie dlatego, że źle grał. Po prostu byłam pod wrażeniem
innych osób, trochę zapomniałam, jak zdolny jest to aktor. Dopiero drugi seans
z Bodo uzmysłowił mi, jak bardzo zależało mi pod kątem aktorskim na Tomku.
Przypomniał mi również, pod jakim wrażeniem byłam go jako człowieka. Jego
sposób patrzenia na świat, szczerość, wartości i talent robią na mnie wrażenie.
Czuję się jakbym tłumaczyła się w szkole z nieprzygotowania przed nauczycielem,
ale było mi to potrzebne, bo mogłam zrzucić z siebie coś, co mi trochę ciążyło.
Po prostu czułam się głupio, z tym że przegapiłam kilka momentów z twórczości
Tomka, ale z pewnością to nadrobię. Dobra sporo było o mnie, czas coś napisać o
serialu. Zabieg ze zmianą głównych aktorów w moim odczuciu jest
strzałem w 10. Twierdziłam tak za pierwszym razem, uważam tak również dziś.
Antek bardzo dobrze uchwycił postać dorastającego Bodzia. Miał w sobie dużo
wdzięku, naiwności, chęci udowodnienia, że warto iść za marzeniami. Zarażał
swoim optymizmem. Natomiast Tomasz grał już poważniejszego Bogdana i nadał tej
postaci zupełnie inny wyraz. W piątym odcinku, kiedy dochodzi do zmiany, nie od
razu rzuca się w oczy postaciowy kontrast, co mnie pozytywnie ujęło. Bo choć
gra tę postać dwóch aktorów i wiadome jest, że dojdzie do pewnych zmian to te
pierwsze minuty genialnie uchwyciły zarówno tę zmianę jak również jej brak.
Wiem, że dziwnie to brzmi, ale nie potrafię tego wytłumaczyć inaczej. Tomasz
odwalił kawał dobrej roboty. Nie chcę deprecjonować wysiłku Antka, ale jednak
więcej pracy do wykonania miał drugi odtwórca głównej roli i doskonale się z
tego wywiązał. Począwszy od stepowania, po ruch sceniczny, śpiew, chód aż do
gestu zdejmowania i zakładania kapelusza. Był nieoczywisty w swojej
oczywistości. Moim ulubionym występem tanecznym jest wykonanie piosenki
Bei mir bist du schoen w wykonaniu Bodo i Zuli. Lekkość w ruchach Tomasza
pozytywnie mnie zaskoczyła. Jeżeli chodzi o występ śpiewany, najbardziej
poruszyły mnie dwa utwory: Tylko Ty oraz piosenka, w której Bodo jest przebrany
za małpę. Rozkłada mnie za każdym razem na kawałki prawda, jaka wybrzmiewa z
tekstu oraz z samej prezentacji, podparta dobrym aktorstwem. Dwa utwory: Horst
Wessel Lied (Różowy marsz) oraz Alabama Yokohama to z utwory, które ze względu
na linię melodyczną oraz tekst również przykuły moją uwagę. Ten serial stoi
dobrą muzyką, doskonałą aranżacją. O każdym z utworów mogłabym coś napisać,
utworzyć osobną podkategorię. Wymieniłam tylko te, które są mi aktualnie
najbliższe. Nie wiem, dlaczego nikt nie pomyślał o tym, by wydać płytę z muzyką
z tej produkcji. Wielka szkoda. Ulubionego odcinka nie mam, bo każdy w moim odczuciu był
dobrze zrobiony, w każdym ujmowało mnie coś innego. Są jednak dwa takie
momenty, które mnie emocjonalnie rozwalają. Jest to na pewno końcówka 12
odcinka i wykonanie piosenki Może kiedyś innym razem. Podczas pierwszego
seansu, kiedy jeszcze nie wiedziałam, jaki los spotkał Bodo, traktowałam ten
fragment jako dobre widowisko, do którego fajnie się klaszcze i tupta nogą.
Dzisiaj wiedząc, co nastąpi po tym wykonie, zbiera mi się na płacz, który
znajduje swoje ujecie w 13 odsłonie. Drugim momentem są sceny w więzieniu,
których urywki możemy obserwować przez cały serial, a swoją kulminację mają w
ostatnim odcinku. Ten fragment zawsze mnie emocjonalnie wyczerpuje, bo zdaję
sobie sprawę, że widzimy jedynie niewielką część tego co naprawdę go spotkało.
Byłam ciekawa, jak po tylu latach zareaguję na te dwa newralgiczne momenty i
cieszę się, że nie zawiodłam samej siebie. Nadal czuje żal i smutek. O każdej
śmierci można powiedzieć, że w jakimś stopniu jest niesprawiedliwa. Ale to jak
zakończył swój żywot Eugeniusz Bodo, jest boleśnie krzywdzące. Serial jest inspirowany życiem Eugeniusza Bodo. Wydaje mi
się, że nie ma w tym serialu przekłamań, ale czasami dla dobra fabuły czasowo
przesunięto niektóre wydarzenia, albo ujęto w fabule osoby, których w życiu
Eugeniusza nie było. Dla przykładu: Ada i Moryc to postaci fikcyjne. Dziewczyna
jest niespełnioną miłością głównego bohatera, a chłopak jego najlepszym
przyjacielem. Mimo iż nie ma dowodów na istnienie tych postaci, to jednak takie
założenie nie jest złe, bo każdy z nas ma kogoś, kogo może nazwać najlepszym
przyjacielem bądź niespełnioną miłością. Jeżeli chodzi o przykład czasowych
zmian, to śmierć ojca Eugeniusza nie miała miejsca w tym czasie, w jakim
ukazano to w serialu. Wielu osobom tego typu zabiegi mogą się nie podobać, ale
ja dzięki nim chętniej zerkałam do przeróżnych publikacji związanych z tą
postacią i poszerzałam swoją wiedzę. Wspominam o tym, by ci, którzy jeszcze nie
oglądali serialu, a znają postać Bodo nie czuli się rozczarowani, a ci, którzy
obejrzą serial, niech poszerzą swoją wiedzę. Serial Bodo to jedna z tych
produkcji, która zajmowała, zajmuje i będzie zajmować szczególne miejsce w moim
serialowym serduchu. Tą informacją fajnie byłoby zakończyć recenzję. Ale nie
byłabym sobą gdybym nie dodała jednak odrobiny goryczy. Są w tym serialu dwie
rzeczy, które mi jako widzowi się nie spodobały. Mam problem z postacią Ady.
Problem nie polega na tym że to bohaterka fikcyjna, tylko na tym, jak ją
prowadzono i napisano. Mam wrażenie, że nie do końca zdecydowano się na to, jak
ważna jest to osoba dla głównego bohatera. Częściej jej ważność podkreślano słowami,
nie czynami. Partnerowanie lepiej wychodziło jej z Antkiem. Tomaszowi nie
dorównywała kroku, bo on z kolei lepiej parował się z Zulą (Roma Gąsiorowska) i
Reri (Patrycja Kazadi). Drugim znacznie poważniejszym zarzutem, którego nie
wyłapałam za pierwszym razem jest scenariuszowy fuckup dotyczący alkoholu.
Eugeniusz Bodo od wypadku, który spowodował, został abstynentem. To wynika z
jego biografii i niestety zostaje zaakcentowane w serialu. Piszę niestety, bo
gdyby to nie wybrzmiało w serialu, można by to jeszcze jakoś obejść. A tak
niestety w kilku odcinkach Bodo dość ochoczo sięga po alkohol, w scenach, które
tego nie wymagały. Podczas wspólnych popijaw można było podkreślić jego
abstynencję.
,,Bo dzisiaj śmiech to jest największa pornografia, więc śmiejmy się, dopóki trwa ten świat"
Komentarze
Prześlij komentarz